Co dały mi studia na ASP? cz.1

Studia na ASP nie dały mi tego, czego początkowo od nich oczekiwałam. No pun intended. Nie nauczyły mnie malować. Tak naprawdę w momencie, gdy zostaliśmy przyjęci na studia podyplomowe z malarstwa wszyscy umieliśmy już dobrze malować, inaczej przecież by nas tam nie było.

Dla mnie, jednym z pierwszych, kluczowych wydarzeń, które nastąpiły, była całkowita zmiana tematów, które zaczęłam poruszać w mojej twórczości.

Pewnie dużo osób odwiedzających tę stronę kojarzy mnie głównie z pejzaży, zwłaszcza pejzaży tatrzańskich, albo z serii obrazów z lotu ptaka, w szczególności tak popularnych morskich pejzaży z łódkami. Jednak w zeszłym roku, jak pewnie zauważyliście, nagle pojawiły się nieco inne obrazy. 

Co więc wydarzyło się na studiach, że spowodowało tę zmianę?

Studia nieoczekiwanie zwróciły moją uwagę w stronę człowieka. Do tamtej pory malowanie portretów mnie nie interesowało i wydawało mi się zwyczajnie nudne. Paradoksalnie, jednym z pierwszych tematów malarskich, które dostaliśmy na zadanie domowe było namalowanie autoportretu, kolejnym zaś namalowanie drugiej osoby, wszystko to przeplatane pracą studyjną z aktem. Jednak moim osobistym przełomem było co innego - zadanie namalowania serii obrazów pt. "Krzesło". 

Banalny temat można powiedzieć. Ot, bierzesz sobie krzesło, ustawiasz go ładnie w dobrym świetle i malujesz. Nic bardziej mylnego. Zaczęłam więc szukać krzesła, które nadawałoby się do tego tematu. Najlepiej, żeby było jakieś zabytkowe, z ręcznie rzeźbionymi ornamentami i atłasowym siedziskiem, tak żeby obraz "ładnie" wyszedł. Bo przecież obrazy mają być ładne i przyjemne dla oka. Żadne krzesło jednak nie wydawało mi się wystarczająco dobre do tego tematu. W międzyczasie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę przecież doskonale wiem, że istnieje tylko jedno jedyne krzesło, które rzeczywiście spełnia ten temat. Jedno, jedyne, które ma tę nieoszacowaną wartość, nie wynikajacą ze złocenia czy też jakichkolwiek innych ozdób. Krzesło mojego taty. Od jego śmierci stojące bezpańsko, niedopełnione jego osobą, pytające o sens życia, niczym osierocone dziecko bez ojca. Co zabawne, oczywiście początkowo wzbraniałam się przed użyciem tego wlasnie krzesła, bo uznałam ten temat za zbyt osobisty. I wtedy właśnie nadszedł przełomowy moment. Uświadomiłam sobie, że sztuka może być dla mnie dokładnie tym medium, w którym zaczynam wyrażać to, co dotyczy mnie. Sztuka zaczyna się dopiero w momencie, kiedy maluję coś co bezpośrednio dotyka mojego osobistego doświadczenia świata. 

Po czasie, mogę w końcu otwarcie przyznać, że malarstwo to świadomy wybór języka, w którym wyrażam mój osobisty sposób widzenia świata, w tym cierpienie, radość, miłość, pustkę czy też jakikolwiek inny aspekt życia. 

Co więcej, "Krzeslo" uzmysłowiło mi też, że można namalować człowieka bez fizycznej obecności tejże osoby; przedstawiając go w metonimiczny sposob. Paradoksalnie też, nieobecność okazała się być pierwszą prawdziwą cechą ludzką, która przyciągnęła moją uwagę w stronę człowieka. Okazuje się, że obrazując czyjeś krzesło, które przecież odkąd ta osoba odeszła nie jest już w pełni krzesłem, można namalować człowieka.

c. d. n. 


Komentarze

Top w tym tygodniu