Górska materia - o serii obrazów



Góry są wielowarstwowe. Postrzegane są jako miejsce wyniosłe, mistyczne, apoteozowane, klasztorne, pozwalające człowiekowi dotknąć czegoś sublimowanego, uciec od doczesności i cywilizacji, miejsce siedziby bóstw, patronujące krajom, miejsce idylliczne, romantyczne, nostalgiczne, heorizowane, malownicze. Jednocześnie też budzą skojarzenia z odosobnieniem, surowością, grozą, nieurodzajem, materią nieożywioną, niedostępnością, stanowiąc miejsce cmentarne, siedzibę czarownic, miejsce wieszania skazańców. 

Jakie są jednak moje góry i co chcę przez nie powiedzieć?

Materia, ekspresja, akt twórczy, percepcja, świat wewnętrzny – te pojęcia towarzyszą mi w odkrywaniu gór.

Materia

Stojąc twarzą w twarz z górą, nie skupiam się na całościowym, panoramicznym ujęciu góry, w miejsce tego przyglądam się wycinkowi jej tkanki oczami osoby wspinającej się, wchodzącej w fizyczny kontakt z pewnym namacalnym jej fragmentem - poprzez  bezpośredni dotyk skał, poleganie na ich stabilności, korzystanie ze szczelin, zagłębień, będąc w drodze gdzieś pomiędzy szczytem a przepaścią. Góra jako droga, zbudowana jest z wielu nakładających się warstw. Stąd też moje obrazy są wielopoziomowe, zarówno w znaczeniu materialnym, jak i metafizycznym. Chociaż wspinaczka ma zazwyczaj obrany cel - szczyt, odsłaniający jakiś widok, jednak to droga, nieświadome skanowanie skał, struktur, materii jest tym, co stanowi spotkanie z górą. Malując prace „Materia górska” w przeważającej części wybieram więc cząstki krajobrazu górskiego, pozbawionego jego relacji do płaszczyzny poziomej i nieba. Moje wycinki gór są jednak na tyle duże, że rezonują z monumentalnością gór doświadczaną w bezpośrednim zderzeniu z nimi.


Akt twórczy

Gest, ruch całego ciała, akt twórczy, nieraz prowadzący wręcz do fizycznego zmęczenia całego ciała, tworzy i zacieśnia więź z powstającym obrazem. Kładąc go na podłodze, będąc w procesie kreacji, chodzę po nim, nie tylko tworzę go, jestem w nim. Dzięki przebywaniu w obrazie, czuję bliskość budzącej się relacji. Brudzę się farbą, brudzę go farbą, klęczę na kolanach, wylewam farbę, próbując kontrolować jej ruch ale jednocześnie obserwuję pewną samoistność. Innym razem maluję w pionie, płótno zawieszam na ścianie, próbuję dosięgnąć górnej krawędzi, żeby go objąć muszę się naprężać. Czuję, że to praca fizyczna niczym wspinaczka górska. Czuję, że reakcje mojego organizmu w trakcie malowania niejednokrotnie koresponują z tym co czuje wspinacz w trakcie pokonywania skalistej ścniany. Kiedy maluję w pionie, płótno przygwożdżone jest bezpośrednio do gołej ściany. Czasem w trakcie malowania płótno odrywa się niechcący od niej, spadają gwoździe, taśma klejąca puszcza. Obraz spada na mnie, nieraz z świeżo nałożoną farbą. Łapię go, ratując przed zniszczeniem. Tym samym obraz mnie zapętla, jestem nim jednocześnie otulona i przytłoczona, uginam się pod nim, potem znów go zawieszam. Więź się zacieśnia.


Ekspresja

Mimo wyraźnego fizycznego wysiłku czuję, że obraz zabiera/rodzi/wyciąga ze mnie niewypowiedzialną cząstkę, która gdyby nie ów obraz nigdy nie byłaby w stanie dać się urzeczywistnić. Jest to cząstka tętniąca życiem, nie dającą się wyrazić w żaden inny sposób jak przez akt twórczy, dająca jedocześnie ulgę ale też będąca budulcem. Materialnie i niematerialnie doświadczam tego, że bez cierpienia i uciemiężenia nie byłoby obrazu. Obraz jest ujściem, wyzwoleniem ale zarazem nie pozwala poprzestać, skończyć. Uczy trwania, wytrwania.


Percepcja

Proces twórczy, w swojej celowości dąży nadrzędnie do uzyskania całości i spójności dzieła, jednak to budulcem obrazu są jego cząsteczki, poszczególne warstwy plam barwnych, formy, struktury. Dopiero później, patrząc całościowo na obraz, plamy, struktury, formy tworzą relacje, będące odbierane jako jedność. Jednak to te wycinki – malarskie kamienie – cegły budują obraz, który zespolony ze swych cząsek staje się częścią czegoś większego, stanowiącego całość dzieła.

Jednak wydaje się, że zawsze liczy się efekt końcowy. Wyrywki, elementy są ważne dopiero w kontekście całości.  Zatrzymuję się właśnie tutaj. Kontempluję budulec, składnik, nie jako drogę do czegoś ale jako zapis pewnego stanu pomiędzy mną a obrazem. Nie chcę, by nadrzędną sprawą był zaledwie odbiór obrazu jako całości. Chcę by proces i elementy były znaczące. 


Scalanie

Kolejną, oprócz wycinkowości, cechą moich prac jest odwołanie do wielkości gór oraz do ich wertykalności. Część prac została wykonana w formacie oscylującym w granicach 2 metrów, co oczywiście nawiązuje bezpośrednio do potęgi tejże przestrzeni.

Jednak z czym jeszcze wiąże się wielkość obrazu dla mnie jako malarki? Szukam cały czas miejsca dla moich obrazów, przestrzeni w której mogłabym wygodnie malować. Nie mam pracowni, dysponuję jedynie różnymi zakamarkami w mieszkaniu. Żeby namalować obraz wielkości 2mx1,4m początkowo przemeblowuję mój salon, jednak rewolucja jest zbyt duża, szukam więc innej przestrzeni. Jest nią ściana w mojej wąskiej kuchni. Usuwam wszelkie akcesoria kuchenne. Montuję obraz na ścianie, tam jest bezpieczny, sięga od podłogi aż po sam sufit. Nie sposób objąć go wzrokiem stojąc w wąskiej kuchni, próbuję na skos oddalać się, by móc zobaczyć całość. Zaczynam odczuwać jego wielkość. Proces trwa, litry przelanych farb, zużyte szmaty, szpachle, papier ścierny. Podłoga, ściany, czajnik, zlew, drzwi, kafelki są zachlapane farbą. Próbuję dostrzec całość. Obcuję z nim z takiej samej perspektywy jak wspinacz, patrząc na skały z bliska. Z bliskiej perspektywy trudno jest objąć wzrokiem obraz tak, by móc zamknąć go w ramę całości. Wszyscy mówią, że potrzeba odległości, dystansu, by móc na niego spojrzeć i właściwie go odczytać. Ja jako artystka, paradoksalnie, nie mam tej odległości, jestem za blisko obrazu. Potrzebna byłaby odpowiednia perspektywa. Dopiero z daleka będzie się go dobrze oglądać. Szeptają mi w głowie pojęcia Gestalt, percepcja, nadawanie znaczenia, łączenie wszystkiego w całość. Mój proces twórczy wydaje się być wszystkim tym, dokładnie czym nie powinien być. Przeczy teoriom percepcji, nie jest mu po drodze do wpisania się w klasyfikację obrazu górskiego w określoną ramę. Malując monumentalny obraz, który odbiorca czuje, że najlepiej będzie oglądany z daleka, maluję go w klaustrofobicznej przestrzeni, w ciasnocie, bez możliwości odejścia i odsunięcia się od niego. Nie  o d s u w a m  się i nie  o d c h o d z ę  od niego, mimo to tworzę coś wielkiego. Jestem z nim blisko, ciasno, nierozerwalnie, a mój akt twórczy przeczy wszystkiemu, co za nim przemawia.


Świat wewnętrzny

Góry w swej wielkości, formie przesłaniają pozostałą część krajobrazu. Malując góry, zasłaniam też co innego. Są miejsca i tematy, których nie będzie widać, gdy zasłonię je górą. Są krajobrazy, które staną się ukryte właśnie przez zasłonę górską. Góra namalowana jest wszystkim tym, czego nie namaluję; wszystkie tematy, które są nie do namalowania, kryją się w cieniu góry, pod górą, za górą.  

Innym aspektem gór, który kontempluję malując, jest stan umysłu, w którym znajduje się osoba zderzająca się z górą. Wraz ze wzrostem wysokości w górach, ciśnienie spada, rozrzedzając powietrze, przez co pojawiają się problemy z oddychaniem, co może prowadzić do niedotlenienia. Mózg w stanie niedotlenienia zachowuje się podobnie jak u osoby w stanie upojenia. Proces twórczy jest dla mnie specyficznym stanem świadomości, pomiędzy upojeniem, obłędem, niedotlenieniem, zmęczeniem, uwolnieniem, zrzuceniem ciężaru i satysfakcją.

Na przykładzie obrazu „Materia I” (na zdjęciu) przywołuję wrażenie bycia otoczonym przez coś większego, nie dającego się opuścić. Obcowanie z nieokreśloną ścianą, nie mającą końca, gdzie nie widać szczytu, dającego nadzieję na koniec wspinaczki, wiąże się z uczuciem bycia uwięzionym. Wtedy też budzi się potrzeba ucieczki od złej sytuacji oraz pytanie, co ostatecznie decyduje o tym czy zostanę porwany, otoczony i pochłonięty przez większą siłę. Moja góska ściana zbudowana jest z energicznych chlapnięć, wyrytych w skale rys, będących wykrzyknikami odwołującymi się do burzy czy też silnej emocji przeżywanej w środku.

Towarzyszą mi wszystkie sytuacje życiowe, w których mierzę się z oporem, z bezsilnością, z brakiem rezultatu mimo podjętych działań. Mimo wszystko trwam, ponieważ wiem, że choć ściana jest większa ode mnie, tylko wytrwałością mogę ją przekroczyć, wydostać się z wnęki, wyjść na szczyt. Jednocześnie, wznoszący się pionowo układ skał, porywa wzrok ku górze, budząc pragnienie końca, szczytu. Napotykam przeszkodę, jednak ona mnie nie zatrzymuje lecz właśnie staje się motorem, by iść dalej. Twórczość to rodzaj wspinaczki, budującej wewnętrzną wytrzymałość, która sprawia, że jestem silniejsza. To trwanie w sztuce, przez sztukę, inaczej by jej w ogóle nie było.

***

Główną inspiracją do serii tych obrazów były dla mnie Tatry, będące swoistą sceną mojego życia. 


Komentarze

Top w tym tygodniu